Szarawo, pada...taka jesień...Ale fajnie tak, nostalgicznie:))) Szalenie nostalgicznie z dwójką Maluchów, które(czemu czemu czemu???) wstają o 7...Dziś Starszy wparował do mnie o 7.05 z oburzeniem stwierdzając, że dłużej to on już nie da rady spać...Biedactwo...:)
I to biedactwo zadało mi niezłą zagadkę...Jak Młody poszedł do szkoły to jadł śniadanie w domu i dostawał owoc albo pół kanapki do szkoły. I soczek. Takie drugie śniadanie. W szkole jadł obiad i ok...Ale kanapki wracały do domu...Oczywiście gdy przychodził weekend kanapki z piątku wypakowywane były w niedzielę wieczorem, ale to chyba jasne...Zaczęłam robić takie mikruski na jeden kęs...Syncio wracając do domu twierdził, że kanapki są...za mokre, za suche, za twarde, rozlatują się, za słodkie...Więc postawiliśmy na owoce:) Jabłka, mandarynki...Chciałam obrać dnia któregoś dwie mandarynki to mi Syn mój własny, osobisty stwierdził, że palce chyba ma to nie ma problemu, obierze...A to jak obierze to ok...Mandarynki wróciły jednak z reklamacją skórki, która no nie do obrania była...Poddałam się...Stwierdziliśmy, że śniadanie w domu wystarczy, obiad w szkole i już:) Jakoś przetrwa Maleństwo biedniutkie..:) No i przetrwało...W piątek przyszedł ze szkoły nieco oburzony stwierdzając, że był tak głodny, że całe szczęście że Ewa miała kanapki...Bo by nie wytrzymał z głodu...No JAK ŻYĆ...???:)))))
A dziś zwyklaczki takie decu bo zamówienie było konkretne:) Takie tam sobie na szybko robione ale podobno ucieszyły:)
Szafeczka na klucze...
Chustecznik, troszkę do kompletu z lampą
Szkatułka na biżuterię, w środku lusterko, stąd mniemam że na biżuterię jednak:)))
Pięknej niedzieli dla Was:***